Zima w Stambule jest przepiękna, ale pod warunkiem, że trwa tylko chwilę. Tak, żeby był czas na sfotografowanie się pod zmrożoną palmą, zobaczenie ośnieżonych minaretów, ulepienie bałwana i urządzenie wielkiej śnieżnej bitwy. A później to wszystko może zniknąć, bo oprócz niesamowitych wrażeń Stambuł pod śniegiem to nic dobrego. To paraliż i apokalipsa, to setki odwołanych lotów, niekursujących promów, rozbitych samochodów, marznących na ulicach zwierząt i ludzi, a dla niektórych (czego sama doświadczyłam i było jednak całkiem przyjemne) odwołane zajęcia i egzaminy!
Na śnieg miałam trafić już w Antalyi, a przynajmniej tak donosiły media. Jednak zanim tam dotarłam nie było już po nim ani śladu. Po tygodniu trzeba było w końcu przenieść się do Stambułu, więc zadowolona udałam się na lotnisko. Stanęłam przed tablicą, popatrzyłam i zapłakałam – wszystkie loty na lotnisko Atatürka odwołane, a na Sabihę same opóźnienia. Śnieg przeniósł się na północ i to w tak epickim stylu, że oprócz utknięcia na lotnisku utknęłam również w Azji. I to do tego stopnia, że pomóc mogło mi tylko wynajęcie hotelu w okolicy lotniska i przeczekanie śnieżycy.
Opady śniegu tego dnia dobiły do 40 cm! Nie było przy tym mrozu, więc przy każdym kolejnym kroku stopy zapadały się głęboko w zaspach, żeby na koniec zanurzyć się w kałuży ukrytej gdzieś pod spodem… Od czasu do czasu widać było na ulicy pługopiaskarki, przy drogach usypane były wielkie kopce soli, a co piećdziesiąty właściciel sklepu fatygował się na zewnątrz, żeby odśnieżyć wejście do swojego przybytku. Metrobusy były puste jak nigdy, na ulicach pojawiały się tylko dzieciaki, które namiętnie lepiły bałwany i czyściły okoliczne auta ze śniegu, który był im akurat potrzebny do walki z przeciwnikami z bloku obok. A ja, rozglądając się uważnie czy w moim kierunku nie leci śnieżka, przebijałam się z walizką, ciągnąc za sobą cały napotkany śnieg. 20 kg zaczęło nagle ważyć 40, a starsi panowie śmiali się do rozpuku widząc panienkę na obcasach, mokrą po same kolana i zlaną potem od walki z bagażem.
Następnego dnia, kiedy już w końcu wyschłam, postanowiliśmy z lubym nacieszyć się pięknym słońcem i stambulską zimą. Uzbrojeni w aparaty (ja) i iPhone (on) pojechaliśmy fotografować miasto (ja)/ siebie (on) na Sultanahmet. Niestety słońce nas zwiodło i po kilkunastu minutach schowało się za chmurami. Te z kolei postanowiły pozbyć się nadmiaru śniegu i tak, w śnieżycy wędrowaliśmy między Błękitnym Meczetem, a Hagią Sophią. Zeszliśmy też w kierunku Złotego Rogu, do dworca Sirkeci, przy którym wyglądałam TAK PIĘKNIE i odmówiłam dalszego marszu bez uprzedniego wypicia çayu i zjedzenia künefe! Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej, ale pogoda bardzo szybko się pogarszała. Zatoka Złoty Róg była przykryta mgłą. Dzielnica Beyoğlu z Wieżą Galata stała się całkowicie niewidoczna. Bosfor zniknął. Stambuł chował się pod śniegiem coraz bardziej, więc i my postanowiliśmy zawrócić, usiąść w bezpiecznym miejscu niedaleko domu i przeczekać śnieżycę przy tureckiej zupie.
Stambuł pod śniegiem to raj dla lokalnych fotografów. Każdy poluje na ujęcia, bo wszyscy wiedzą, że zima w Stambule choć piękna, to ulotna i zaraz nie będzie po niej śladu. I tak właśnie było – po dwóch dniach wyszło wiosenne słońce, rozśpiewały się ptaki, śnieg spłynął ze wzgórz, a Bosfor zamienił się w brunatną maź. Mój aparat się nie przydał, więc wyjątkowo zobaczcie zdjęcia z komórki:
Podobał Ci się ten wpis? Będzie mi bardzo miło jeżeli podzielisz się nim z innymi lub zostawisz komentarz.
A poza tym:
-
⋅ Przeczytaj resztę wpisów ze Stambułu. Kliknij tutaj!
⋅ Znajdź nocleg w Stambule. Zarezerwuj!
⋅ Zapisz się na newsletter, w którym będziesz otrzymywać najnowsze wpisy i inne informacje. Szczegóły tutaj!
⋅ Śledź fanpage bloga na Facebook’u – to tam znajdziesz bieżące informacje i zdjęcia z podróży. Klik!
⋅ Masz pytanie? Pisz na adres paulina@muchawsieci.com