Po kilku godzinach marszu wzdłuż Bosforu ekipa podzieliła się na 2 obozy: tych „złych i głodnych” oraz tych „obrażonych, złych i mniej głodnych”. Ja, chociaż wcale nie taka zła, dołączyłam do pierwszej grupy, żeby za bardzo nie ucierpieć, a przy okazji zjeść coś dobrego. Maszerowaliśmy więc dalej, z Bebeku na Ortaköy, obok najsłynniejszych stambulskich klubów, pod mostem, obok sklepu, w którym sprzedają wieprzowinę, aż w końcu kiedy słońce zaczynało zachodzić dotarliśmy do niepozornej knajpki ze świetnym widokiem. Był ayran i było mięsko, a po jedzeniu znowu podział na grupy, tym razem grupy aktywistów i nudziarzy. Nie mogłam się zachować inaczej, jak wybrać kolejny raz grupę nr 1 i tym samym wybrać się na Sultanahmet na pokaz tańca derwiszów.
