Ostatnia wystawę w Pergamonie obejrzałyśmy resztkami sił. Mogłabym tam chodzić 3 razy w tygodniu, ale uważam, że powinni sprzedawać bilety wielokrotnego użytku, żeby można było spokojnie do wszystkiego powzdychać. Ja niestety nie powzdychałam wystarczająco i dodatkowo zaczęłam zakłócać muzealną ciszę burczeniem brzucha. Dobrze, że większość miała na uszach słuchawki z wirtualnym przewodnikiem.
Przeszłyśmy przez James-Simon-Park, gdzie dużo ludzi siedziało już na leżakach.
Na Hackescher Markt wsiadłyśmy w S-Bahn, który dowiózł nas na Warschauer Strasse.
Okolica dworca na Warschauer Strasse jest gorsza niż w najbrudniejszym polskim mieście. Stamtąd szybko przeniosłyśmy się na Kottbusser Tor, żeby wpaść do dobrej tureckiej knajpki.
U miłego pana zjadłyśmy Ispanaklı Börek, czyli bardzo tłuste ciasto z nadzieniem szpinakowo-serowym. Do tego tradycyjny Ayran, czyli jogurt na słono.
Nie spodziewając się rozmiarów pierwszego dania zamówiłyśmy oczywiście jeszcze więcej- tym razem Sucuklu Pide- pizzę-pitę z czosnkową kiełbasą.
W drodze powrotnej zahaczyłyśmy o Schlesische Strasse, która jest pełna dziwnych tworów i murali.
Doszłyśmy do kanału, przy którym zbudowane są prymitywne lokale. Ten projekt jest akurat w trakcie realizacji.
Usiadłyśmy po lewej w knajpce Freischwimmer, obawiając się ciągle o nasze życie. Wejście, co prawda przypominało bramę do wysypiska, ale wewnątrz stworzony był niezły klimat.
Przyniesiono tu chyba wszystkie graty jakie znaleziono na wystawkach: od żydowskiego świecznika, po wielkanocne bazie… A jakiekolwiek mankamenty budownicze były zapychane chusteczkami lub starymi kuflami.
Polecam bardzo, bo jest naprawdę miło. Zimą można usiąść przy kominku, a latem w pływającym ogródku. O dziwo jest też wyznaczona sala dla palących i WiFi.
To będzie koncert wszech czasów. Bardzo mnie kusi, żeby pojechać!
To był hit Schlesische Strasse! Niestety dwa dni później eksponatu już tam nie było…
Oberbaumbrücke