Każde dziecko zawsze chciało mieć jak najwięcej pieczątek w paszporcie, no cóż, mi to zostało do tej pory. Nie ma przekroczenia granicy, które obyłoby się bez oczu kota ze Shreka i pytania o stempelek… Odpowiedzią jest zawsze srogie spojrzenie i/lub głośny śmiech pomieszany z zażenowaniem. Jednak dnia 20.07.2014 serbski celnik wykonał swoją robotę!
Od kiedy wsiadłam do autobusu nie miałam pojęcia jaką trasą będziemy jechać do Bratysławy, więc trochę się zdziwiłam, kiedy wysiedliśmy na granicy bułgarsko-serbskiej. Jeszcze bardziej zdziwiłam się, kiedy na pierwszym przystanku zobaczyłam na tablicy, że mój autobus jedzie do Pragi. I tu nastąpiła zmiana planów – Praga jest bliżej, zawsze do wyboru będę miała nie tylko autobus, ale i pociąg – szczególnie, że mieszkam przy trasie Praga-Wrocław. Nikogo po drodze nie zabieraliśmy, miejsca w autobusie było wystarczająco dużo, więc pilotka zgodziła się podrzucić mnie dalej za 15 euro.
Pierwsze wrażenia z Serbii? Piękne widoki, wspaniałe góry, pola słoneczników, aż chciałoby się wysiąść i jechać dalej na stopa, żeby zobaczyć jak najwięcej! Im dalej w głąb tym bardziej jednak zmieniał się krajobraz. Zaczynały się małe miejscowości – wszystkie domy wyglądające tak samo – pomarańczowa dachówka i pomarańczowe mury. Dużo budynków wyglądających na opuszczone – i to zaraz po rozpoczęciu budowy. Przy autostradzie ogródki i sady z soczystymi owocami, tak dorodnymi, że wyraźnie widziałam je z rozpędzonego autobusu, a kilka metrów/kilometrów dalej pustostany, niedokończone mosty i drogi prowadzące donikąd.
W końcu Belgrad! Emocje przy wjeździe do miasta były prawie tak mocne jak wjazd na stambulski dworzec autobusowy Bayrampasa – nie wiesz czy to się dzieje naprawdę, czy może przypadkiem wylądowałeś na planie horroru, a właściwie to są też duże szanse na utratę życia w podziemnych korytarzach. Wysypiska śmieci, składy piasku, węgla i wapna, wieżowce-sedesowce, budynki wycięte żywcem z brazylijskiej faweli. Tobie – przybyszowi wydaje się, że mały podmuch wiatru może to wszystko obrócić w gruz, a w tych makabryłach mieszkają przecież setki osób/rodzin!
Daleko w centrum wyłaniają się piękne wieże i kopuły, jednak my prujemy prujemy autobusem przez „najbardziej atrakcyjną” część miasta. Architekt płakał jak projektował :)
Nie było przerwy na siku, nie zatrzymaliśmy się nawet na jednych światłach. Następny przystanek: granica serbsko-węgierska i Budapeszt!
CDN













