Isfahan był pierwszym miastem, do którego dotarłam i od razu stał się moją największą, irańską miłością. W żadnym innym miejscu nie czułam się później tak dobrze, dlatego też podczas tego wyjazdu w Isfahanie gościłam aż 2 razy! Najpierw pojawiłam sie tam sama – w ciągu dnia samotnie przemierzałam wszystkie ulice, a wieczorami zazwyczaj zabierałam ze sobą któregoś z hostelowych współlokatorów. Z kolei za drugim razem wróciłam z trzyosobową męską obstawą poznaną w mieście Sziraz. Od razu tak się polubiliśmy, że nie chcieliśmy się już nigdy rozstawać i mimo tego, że ja w Isfahanie już byłam, to z przyjemnością wróciłam, żeby pokazać im moje ulubione miejsca.
A w dzisiejszym wpisie porozmawiamy o Isfahanie nocą i Kris :) Pierwszego tłumaczyć nie muszę, ale Kris jeszcze nie znacie. Kris w ciągu kilkunastu minut od naszego spotkania stała się moją najlepszą koleżanką. Mimo tego, że była w wieku mojej mamy i czasami nie docierał do mniej jej australijski angielski. Nikt nie chodził po mieście z takim entuzjazmem jak ona i nikt inny z taką sympatią nie krzyczał do wszystkich salam (cześć). Spacery z nią były ogromną przyjemnością i zawsze dużo się podczas nich działo. Dlaczego w tym wpisie wspominam Kris? Bo wszystkie zdjęcia, które tu znajdziecie były robione właśnie podczas naszych wspólnych wieczorno-nocnych wypadów.
Ostrzegam – będzie dużo zdjęć. Za to tekstu mało. Zapraszam!
Zamknięty skład dywanów
Pusto, jeden strażnik w budce. Troszkę zdziwiony, że na bazarze pełnym mężczyzn pojawiają się dwie kobiety, w tym jedna w rażącej różowej kurtce, a druga w męskich bojówkach. Wpuszcza nas jednak ochoczo i podpatruje co robimy, co jakiś czas wołając kolegów i robiąc sensację z naszego przyjścia.
Uliczki bazaru
Do tej części bazaru nigdy wcześniej nie dotarłam i podejrzewam, że nawet w ciągu dnia miałabym problemy, żeby skręcić w odpowiednią uliczkę i odnaleźć właśnie to miejsce. Bazar w Isfahanie nocą zmienia się nie do poznania. Niby opustoszały, a jednak na swój sposób był pełen życia, bo w praktycznie każdym sklepie urzędowali właściciele, pito herbatę, naprawiano dywany czy przygotowywano się do następnego dnia handlowego.
Wycieczka na zachód Isfahanu
W przeddzień mojego wyjazdu do Sziraz stwierdziłyśmy, że trzeba sie jeszcze gdzieś razem ruszyć. Wypytałyśmy więc chłopaków z recepcji o trasę i udałyśmy się na przystanek autobusowy. Dla Kris był to już któryś z kolei tydzień spędzony w Iranie, więc w przeciwieństwie do mnie kojarzyła niektóre słowa i potrafiła się całkiem nieźle dogadywać. Jednak nawet dla niej znalezienie odpowiedniego autobusu nie było takie łatwe. Na szczęście wychodząc z hostelu dostałyśmy karteczkę, którą w razie problemów miałyśmy pokazywać wszystkim przechodniom i kierowcom. Bardzo się przydała, bo każdy odsyłał nas w innym kierunku. I tak po kilku zmianach trasy i przesiadkach okazało się, że cele naszej podróży są już zamknięte na cztery spusty. Wieżo Gołębi i Manar Jomban – jeszcze się spotkamy!
U rzeźnika po godzinach
Mycie rąk? Kontrole? Sanepidy? A gdzie tam! Panowie przez upaćkaną szybę zobaczyli dwie turystki z aparatami i od razu zawołali nas do środka. Nie mogłyśmy odmówić! A szczególnie ja, bo nie przeżyłabym nie skorzystania z możliwości zobaczenia pracy irańskiego rzeźnika na własne oczy. Niestety nikt nikogo nie rozumiał, ale też nikt nie widział problemu w tym, żebym weszła za ladę i robiła zdjęcia wszystkiemu dookoła.
Podobał Ci się ten wpis? Będzie mi bardzo miło jeżeli podzielisz się nim z innymi lub zostawisz komentarz.
A poza tym:
-
⋅ Przeczytaj resztę wpisów z Iranu. Kliknij tutaj!
⋅ Zapisz się na newsletter, w którym będziesz otrzymywać najnowsze wpisy i inne informacje. Szczegóły tutaj!
⋅ Śledź fanpage bloga na Facebook’u – to tam znajdziesz bieżące informacje i zdjęcia z podróży. Klik!
⋅ Masz pytanie? Pisz na adres paulina@muchawsieci.com