Jak na niemieckie miasto Bielefeld nie zrobiło na mnie zbyt dużego wrażenia. Pewnie dlatego, że niespecjalnie chciało mi się chodzić, doznałam odmrożeń stóp, rozładował mi się aparat i od razu nastawiłam się, że nie będzie fajnie (głównie przez to, że autobus dowiózł mnie do miejsca, którego nie było na mapie i pół dnia spędziłam na “dochodzeniu” do centrum :]). Nie zobaczyłam też dużo, bo wygrały ciągnące się godzinami prośby o pójście na zakupy i na cheesburgera- nie mogłam przecież odmówić :) Najciekawsze rejony minęłam będąc w tramwaju, gdzie przez brudne szyby nie miałam możliwości robienia zdjęć, ale mogę powiedzieć, że fragment miasta swoimi uliczkami i kolorowymi budynkami przypominał niektóre ulice San Francisco i to było bardzo fajne :) Dodatkowo wszystko było rozkopane i przeraziła mnie ilość bezdomnych na ulicach…
Bielefeld
Górujący nad miastem zamek Sparrenburg.
Połączenie różnych rodzajów architektury.
Uwielbiam budynki porośnięte bluszczem! :)
Polski sklep, który znaleźliśmy przypadkowo. Zakupy przydały się na wieczór polsko-niemiecki :)