Mój drugi ramadan w Turcji

Ach, ile było strasznych opowieści i strachu w ubiegłym roku przed moim pierwszym ramadanem w Stambule. To miał być miesiąc bez życia i żadnych rozrywek, bo przecież ani do restauracji się nie chodzi, ani napić się publicznie nie można. I właściwie gdyby nie moje osiemnaste urodziny, które „szczęśliwie” miały miejsce w pierwszym dniu ramadanu, to pewnie nie miałabym żadnych negatywnych wspomnień.  Przez cały miesiąc życie toczyło się normalnie, a czasami było nawet lepiej niż zwykle – darmowe słodycze w zaprzyjaźnionym sklepiku, niezwykła atmosfera przy iftarze, wspólne gotowanie sahuru o 3 nad ranem, minarety oświetlone lampkami oraz życzeniami. Brakowało mi tylko całowania w ciągu dnia – bo zakazane, cóż zrobić… :)

W tym roku jestem już zaprawiona w boju i dokładnie przygotowana do tego, co się będzie działo. Ramadan rozpoczął się w sobotę – co roku przesuwa się o 10 dni od ostatniej daty. Temperatura w Stambule to teraz 30 stopni, więc nie jest łatwo, ale na czas postu przestawia się trochę tryb życia – spanie do południa, a życie nocne w pełnym rozkwicie. Po 20.49, kiedy muezin skończy nawoływanie można już robić wszystko (tu skłamałam, bo w dalszym ciągu nie można robić wielu rzeczy, ale jest przynajmniej dostęp do jedzenia, picia i… szczoteczki do zębów).

Właśnie teraz, od jakiejś godziny, moja ulica jest głośniejsza niż kiedykolwiek indziej. Wrzaski i odgłos sztućców uderzających w talerze oznaczają, że posiłek trwa w najlepsze. Najwytrwalsi poczekają do godziny 3.00, a ci, którzy zasną w oczekiwaniu na sahur obudzeni zostaną przez opłaconego mężczyznę z bębnem, który przechadzał się będzie uliczkami.

Mnie oczywiście do postu nikt nie namówi, ale chętnie przygotowuję obydwa posiłki. Oznacza to dla mnie brak snu przez 24 godziny, ale jest to jedyna okazja, żeby w końcu usiąść do stołu razem, a nawet wyjść na nocny spacer. Temperatura powietrza spada, restauracje i sklepy są otwarte dłużej – czas spędzony razem skraca się w ciągu tego miesiąca, więc trzeba korzystać.

Dzisiaj mam właśnie jeden z moich dyżurów – o 2.30 zaczęliśmy wspólnie przygotowywać sahur.

P: Co chciałbyś dzisiaj zjeść?
O: Coś lekiego – nie żaden kebab…
P: No powiedz mi, bo nie wiem! Zupę z soczewicy, naleśniki, placki ziemniaczane?
O: Przecież dobrze wiesz :D

Jak zwykle – placki ziemniaczane z jogurtem i keczupem rządzą :)