ETAP 1: Fethiye autobusem pełnym turystów z Bodrum do miasta Dalyan
A dlaczego tak? Bo miałyśmy za darmo! Takich okazji się nie przepuszcza! Runda przez półwysep i zbieranie gości z hoteli, przejazd przez Milas i śniadaniowy przystanek w Muğli, a już prawie pod koniec punkt widokowy, z którego ostatni raz zobaczyć można Morze Egejskie. Kto był ten wie, że Dalyan to miejsce gdzie łączą się słodkie wody rzeki Dalyan oraz Morze Egejskie z Morzem Śródziemnym. A kto nie wiedział to… nie ma za co! :) W mieście Dalyan następuje podział grupy – 30 osób na łódź, a 2 osoby po przygodę!
ETAP 2: Minibusem z Dalyan do centrum Fethiye
Ubikacja, kantor, bankomat, przydrożny market i sklep z pamiątkami – taki był początek, a zaraz po tym stałyśmy zwarte i gotowe z biletami w dłoniach, czekając aż wąsaty kierowca otworzy drzwi do busa. Odjazd co 45 minut, cena 15 TL. W końcu wsiadamy – w sumie 7 osób – i ruszamy przed siebie. Czas dojazdu do Fethiye to 45 min lub 1h jeżeli zaliczymy punkt widokowy i zrobimy krótką przerwę fotograficzną. Trasa z Dalyanu do Fethiye to błyszczące jeszcze autostrady i nowoczesne tunele, piękne widoki i mnóstwo zieleni. Ale prawdziwe Fethiye rozpoczyna się dopiero przy tarasie widokowym – na szczęście kierowca robi nam przysługę i niespodziewanie zatrzymuje się. Każdy wyjmuje selfie kija, każdy pakuje się za barierki i dla każdego 15 minut na zdjęcia to zbyt mało czasu. W końcu ruszyliśmy w kierunku centrum, które na pierwszy rzut oka nie miało nic do zaoferowania, a jak się później okazało wszystkie skarby miasta trzeba było sukcesywnie odkrywać i wypytywać o nie lokalsów, którzy tradycyjnie wskazywali wszystkie kierunki, tylko nie ten własciwy :) .
ETAP 3: Minibusem na Babadağ
Minibusem najpierw pojechalysmy na slynna plaze Ölüdeniz, ktora miala byc biala, piaszczysta i piekna, otoczona gorami i pieknymi widokami. PRAWIE wszystko sie zgadzalo! Jedyna rzecza, ktorej nigdy nie wypatrzylysmy na zdjeciach w Internecie byl… piasek! Plaza Ölüdeniz to cudowne, rowne otoczaki, ktore wspaniale masuja stopy i nie wchodza w kazdy otwor tak jak przeklety piach. RAJ. Powaznie.
Jednak ta przyjemnosc zostawilysmy sobie na pozniej – pierwszym punktem programu miala byc gora Babadağ i skoki z paralotnia. Szczyt skapany byl w promieniach slonecznych, co kilka minut zestaw paralotniarz+turysta ladowal kilka metrow od nas, bardzo nas to kusilo, wiec kupilysmy bilety na busa w 2 strony. 20 TL i godzina trasy na szczyt. A na szczycie MORDOR. I ze skakania nici. Zapilysmy wiec smutki piwem i zrezygnowane zjechalysmy na plaze w celach wypoczynkowych. I zgadnijcie co sie stalo? Kiedy wysiadlysmy z busa i spojrzalysmy na Babadağ nie bylo tam ANI JEDNEJ chmurki. Nie ma to jak szczescie!
ETAP 4: Dolmuszami tam i na zad
Ten wyjazd byl bardzo mocno niezorganizowany. Wsiadlysmy do autobusu wczesnie rano i pojechalysmy w teren, ale nikt wczesniej nie sprawdzil co wlasciwie mozemy w Fethiye porobic i jak przyjemnie spedzic czas. Ta kwestia rozwiazala sie jednak bardzo szybko, bo przypadkowo (albo mniej) docieralysmy do bardzo fajnych miejsc – glownie za sprawa dolmuşy. Na poczatku miala byc tylko plaza i paralotnie, a skonczylo sie na tym, ze wyladowalysmy w centrum miasta, ktore obie nazwalysmy tureckim Karpaczem, dalej zupelnie niechcacy wyroslo przed nami wymarle miasto Kayaköy, ktorego nie dalo sie ominac, az wreszcie przytrafil nam sie autostop, ktorego tez nie moglysmy sobie odmowic. Doslownie kilka groszy za kazdy przejazd busem, a zobaczylysmy naprawde duzo ciekawych miejsc. I pamietajcie – zawsze warto siadac obok kierowcy, bo mimo tego, ze bedzie widzial w Was (drogie Panie :) ) przyszla zone, to z pewnoscia wszystko bedzie wiedzial i wytlumaczy jak dojsc/dojechac do najtrudniej polozonego miejsca.
ETAP 5: Autostopem z warzywami
I to wlasnie najfajniejsza czesc wyjazdu – autostop, ktorego nikt sie nie spodziewal i po ktory nawet nie chcialo nam sie wyciagac reki :) Mimo calego auta w warzywach i dosc dlugiej trasy do pokonania Ahmet postanowil sie zatrzymac i podwiezc dwie zblakane dziewczyny. Kiedy sie kolo nas zatrzymywal jeszcze nie wiedzialysmy co nas czeka, a pozniej okazalo sie, ze przed nami same faaaaajne miesca. Na to oczywiscie trzeba bylo troche poczekac, bo po drodze musielismy rozwiezc warzywa do kilku hoteli, pensjonatow i restauracji. Przy kazdym z tych miejsc ochoczo wychodzilysmy z samochodu i lapalysmy sie za worki i skrzynki, zeby pomoc naszemu kierowcy – weszlo w zycie motto “dobra karma wraca”, a do tego “najpierw praca, pozniej obowiazki” i tak wspolnymi silami objechalismy cale miasto. W miedzyczasie dostalysmy czas wolny na plazy Çalış – bylo zbieranie kamyczkow, fotografowanie plazowiczow i stres, ze nie zdazymy wrocic na czas do Bodrum… Na koncu czekala na nas jeszcze nagroda – grobowiec Amyntasa! Ogromny, bardzo zniszczony i na wyciagniecie reki! Lubie piekne miejsca, ladne widoki, ale kiedy staje przed dzielem sprzed prawie 2500 lat jestem najszczesliwsza i ciezko mnie z takiego miejsca odciagnac :)
ETAP 6: Autobusem do Bodrum
Ahmet ucalowal nas w obydwa policzki i wysadzil pod dworcem glownym – trzeba bylo wracac. Autobusy wieczorem nie jezdza juz tak czesto, ale udalo nam sie zalapac na pozny kurs za 40 TL. 4 godziny spania w pozycji dzieciola i trzeba bylo wysiadac :)
INSTA BONUS:
Dowód na to, że nie byłyśmy niewdzięczne :) Przy każdym hotelu i restauracji wyskakiwałyśmy z busa i roznośiłyśmy kapustę i ogórki :)
O wszystkich najfajniejszych punktach wyprawy (Babadağ, Ölüdeniz, Kayaköy i grobowiec Amyntasa) opowiem wkrotce, moze jeszcze w tym roku :)
Jezeli podoba Ci sie ten wpis zostaw opinie w komentarzu. Mozesz rowniez dolaczyc do spolecznosci bloga na facebooku. Do zobaczenia!