Do Ein Gedi przyjechaliśmy maksymalnie zapchanym autobusem prosto z Jerozolimy. Na trasie mijaliśmy wielki mur, przejście graniczne i pustynne krajobrazy.
Zaraz po wyjściu z autobusu spotkaliśmy się z bardzo miłym przyjęciem. Wyglądaliśmy pewnie jak ‘zagubieni w raju’, bo miły pan ogrodnik nie dość, że zadzwonił do naszego hosta, to jeszcze zaprowadził nas do naszego domu. Piszę ‘do naszego domu’, bo wyszukany na Couchsurfingu Nir zostawił nam klucz pod wycieraczką i pozwolił zamieszkać w swoim domu podczas jego nieobecności :-)
Przebranie się i zostawienie rzeczy zajęło nam jakieś 5 minut. W końcu czekała na nas pierwsza kąpiel w Morzu Martwym, na którą nie mogliśmy się doczekać.
Do morza można dojechać autobusem, ale miły pan pokierował nas lepszą trasą: “Państwo są młodzi, to państwo pójdą prosto, przejdą przez płot, później kawałek pustynią, przez drogę i jesteście na miejscu”. Więc założyliśmy klapeczki (wielki błąd!) i powędrowaliśmy.
Po drodze mijaliśmy dzikie zwierzęta i takie oto ogrodzone składowiska.
W końcu dotarliśmy do bramy-oczywiście zamkniętej, więc trzeba było sobie jakoś radzić. Na szczęście był to pierwszy i ostatni raz- chyba plotki o nas rozniosły się po kibucu, bo później brama była przez cały czas otwarta!
Szliśmy trasą wydeptaną przez innych odważnych.
W końcu dotarliśmy do drogi. Po lewej wyobraźmy sobie morze i szczelnie otoczony płotem teren skażony.
U podnóżu gór były plantacje palm. Te wymarłe jakoś bardziej mi się spodobały.
Wejście do ośrodka wypoczynkowego. Martwy sezon, czyli więcej miejsca dla nas!
Oto i martwość morza.
Nie było nikogo z aktualną gazetą :(
Pierwszy raz w morzu był nie lada przeżyciem. Czysta woda bez żyjątek, kamyczki i kawałki soli wbijają się w stopy, rany nabyte w Akko szczypią przeraźliwie, a woda tłusta i z dziwną słoną łuną. I oczywiście szok, bo obraca Cię, wyrzuca nogi w powietrze, ale możesz też wisieć pionowo w wodzie i niczym się nie przejmować.
Drugim odkryciem była jama bulgoczącego czarnego błota. Więc się nasmarowaliśmy, chociaż śmierdziało strasznie. Za to skóra jak u niemowlaka pojawiła się natychmiast!
I nawet strój kąpielowy udało mi się doprać!
Wróćmy do klapków. W wodzie są niezbędne, bo dno i plaża jest bardzo kamienista. Nie polecam za to nosić ich po wyjściu z wody, bo można stracić życie (tłusta woda = poślizgi).
Kiedy zaczęło się robić ciemno musieliśmy już wracać. Nie można kąpać się po zmroku, a dodatkowo nie warto przemierzać pustyni po ciemku, bo w pobliżu kibucu krążą pantery.
Z izraelskiego brzegu widać Jordanię. W ostatnią noc obserwowaliśmy jak granice patrolują odrzutowce, latające bardzo nisko nad taflą morza.