Po zakończeniu projektu trzeba było gdzieś mieszkać, więc zabrałam się za poszukiwanie noclegu przez Couchsurfing. Ciężko było ulokować 6 osób w jednym miejscu, ale trafiłam na jedną jedyną osobę, która była w stanie to zrobić. I tak oto zamieszkaliśmy na dachu w centrum Jerozolimy – my wraz z innymi mieszkańcami dachu i stadem bezpańskich kotów.
Mieszkanie hosta okazało się squatem, w którym oprócz czwórki stałych mieszkańców na co dzień przebywa jeszcze 10 innych osób. Kilka osób rozkłada się na pięciu kanapach w salonie (czasami też na podłogach.). Dodatkowo, na dachu zbudowane są betonowe budy z oknami i kotarami w drzwiach, w których mieszkają 2 osoby (swoją droga bardzo ciekawe, pochodzące z bardzo dobrych żydowskich rodzin). Reszta dachu była nasza. Dostaliśmy kilka materacy, sznur do suszenia ręczników i telewizor!
Na dachu było dosłownie wszystko- od hamaków, wiader i desek, po stary kibel.
Budziliśmy się mając przed sobą taki widok. Czasami budził nas zapach kociego moczu, innym razem muchy wchodzące do nosa.
Przynajmniej mogliśmy podglądać sąsiadów.
Dach na górze to nasza posiadłość. Pierwsze spojrzenie było wielkim szokiem, najpierw nikt nie otwierał drzwi, później zaatakowała nas (dosłownie! były rękoczyny!) sąsiadka, która nie chciała nas wpuścić, następnie nasz host nie odbierał telefonu (bo za dużo wypalił i usnął).
Sikający pan przyłapany przez przypadek :)
Do największego w Jerozolimie targu mięliśmy 3 minuty, niestety w czasie szabatu Makhane Yehuda świeci pustkami.
Uśmiechnięty budynek w drodze do centrum.
Cała trasa zastawiona była ogrodzeniami. Od 2006 roku w Jerozolimie buduje się pierwsza w Izraelu linia tramwajowa. Nam nie było dane się nią przejechać, ale nareszcie po kilkuletnim opóźnieniu tramwaje ruszyły w ubiegłym roku.
Tym razem nie wchodziliśmy do Starego Miasta- zostaliśmy poza murami, bo naszym celem była Góra Oliwna i mur oddzielający Izrael od Autonomii Palestyńskiej.
Brama Jafska
Był upał, a my mieliśmy bardzo mało picia, więc pod Bramą Jafską zdecydowaliśmy się na ręcznie robiony sok granatowo-pomarańczowy.
Sprzęt nie był pierwszej czystości, ale na szczęście nikogo nie dopadło żadne zatrucie.
Tego soku trzeba spróbować, bo jest pyszny.
Widok na dalszą część miasta spod murów.
W oddali widać mur graniczny.
Wije się przez wzgórza jak serpentyna.
Ostatni rzut oka na mury miasta od tej strony.
Kierujemy się w stronę osiedla, które ładnie wyglądało z daleka, ale okazało się wielkim wysypiskiem śmieci.