Powrót do Zenita okazał się niezbyt udany. 36 klatek do wypstrykania, z czego po wywołaniu, do moich rąk trafiły aż 4 zdjęcia. Pewnie moja wina, ale zawsze trochę mogę zwalić na brak selenu, no i kawałek na pana wywołującego, który nie bardzo ogarnął moją kliszę, i troszeczkę też na dziwne zachowania skanera.
Zdjęcia są stare jak świat, w międzyczasie zdążyłam już raz zgubić w bałaganie aparat i raz go odnaleźć. Z kolejną serią czekam na śnieg. Mam nadzieję, że ten czas nadejdzie jeszcze w tym miesiącu.