Wielki powrót do Turcji

07.07.2014

Drogi Pamiętniczku…

Obładowana wiejskimi smakołykami usiłuję wrócić do Stambułu. Turkish Airlines o dziwo jest o czasie, ale wszyscy wiemy doskonale – jak nie urok to sraczka – za mną wrzeszczące tureckie dziecko kopiące w mój fotel, do tego niedobry obiad. W końcu ja, moja spuchnięta od krzyków głowa oraz moja zaawansowana migrena wysiadamy. Biegiem po nową wizę, 25 euro w plecy. Każdy kolejny krok przybliżający mnie do kotroli paszportowej to zawsze stres. Zawsze przetrzymywana jestem dłużej niż inni, ale nigdy nic się nie wydarzyło. Tym razem stres i obawy uzasadnione – po 15 minutach patrzenia na mnie, zaglądania do paszportu i systemu odsyłają mnie dalej – do kwatery głównej. Siedzę tam sobie ja, Syryjczycy i przestępcy z Afryki. Tylko jedna osoba już prawie płacze – zgadnijcie kto to?

– Marijaaaaaaa! – w końcu mnie wywołuję. Na początku nie reaguję, bo kto normalny używa mojego drugiego imienia? – Paulinaaaa, chodź no tu!
Idę. Ja i moje trzęsące się kolana.
– Paulina, problem var. Przekroczyłaś limit dni, kóre mogłaś spędzić w Turcji.
– Jak to???!!!! Na jednej wizie 80 dni, druga była jednokrotnego wjazdu – wjechałam, wyjechałam i kupiłam nową – turystyczną tym razem?!
– Nie nie nie, to tak nie działa. Tutaj patrz – 147 dni w Turcji na 90 możliwych. Jak Ty stąd wyjechałaś?
– Normalnie, nikt nic nie powiedział, bo przecież zawsze mam wizę!!!! – wykrzykuję prawie z płaczem.
– Paulina, a płaciłaś Ty ostatnio jakąś karę?
– Yyyy, nie? Dlaczego?
– No to teraz zapłacisz, hahaha! Idź na bok, usiadź, zaraz Cię zawołam. – łamana angielszczyzna szefa policji już mnie nie zaskakuje.

Więc siedzę. Przewijają się ludzie w kajdankach, turyści z nadmiarem wykorzystanych dni, dziennikarz z Egiptu. Wszyscy na pełnym wk*rwie. Nikt nie wie co się dzieję. Ja dalej czekam.

W końcu ktoś podchodzi.
– You Paulina? – zaczyna się dobrze…
– Evet?
– Money give – pokazuje rachunek, a ja daję mu 40 euro bezmyślnie nie zasłaniając zawartości portfela.
– More more, you don’t have more?! – i już wiem co mnie czeka – czyżby łapówka na środku monitorowanego lotniska?
Nie dałam, a on niezadowolony odszedł ze skargą do przełożonego. Wzywają mnie do okienka.
– Nie dajesz więcej to możesz tu sobie jeszcze dłużej poczekać HAHAHA!
– Nie daję więcej, bo na rachunku jest wymieniona kwota, która mam zapłacić. Nic więcej Wam nie dam!
– Ale nie rozumiesz ŻE TO NIE WYSTARCZY? – udałam, że sugestia do mnie nie dotarła.

Siedzę dalej. Nie mam ani kurusza na telefonie, jak na złość tego dnia nikt nie interesuje się moim losem, nikt też nie czeka po drugiej stronie. Mój bagaż już gdzieś tam krąży, martwię się trochę, że ktoś się nim zaopiekuje.
W końcu znowu mnie wołają.
– Paulinaaaa! Come come! – znowu szef policji
– Yes, sir?
– Paulina, dlaczego nie chcesz dać więcej pieniędzy?
– Bo nie mam – skłamałam, uprzednio chowając pieniądze na spodzie torby, żeby nikt już ich nie  zauważył.
– To jak Ty masz zamiar przeżyć w Turcji bez pieniędzy?
– Będę miała pieniądze później. Co to za przesłuchanie? – odpowiadam nieźle poirytowana.
– Wracaj na miejsce, zaraz ktoś po Ciebie przyjdzie.
Czyli to jeszcze nie koniec… czyli jeszcze przyjdzie mi zmierzyć się z kilkoma osobami…

W końcu nadchodzi kolejny policjant. Znowu po pieniądze. Powtórka z poprzedniej sytuacji – daję tę samą kwotę. Tym razem misja zakończona sukcesem!
– Paulinaaa! Możesz przejść, no problem. Tylko musisz podpisać pewien papierek…
– ?!
– Że w ciągu 10 dni od przekroczenia granicy będziesz musiała pójść na policję i wyrobić pozwolenie na pobyt.
– Okay, żaden problem, i tak miałam zamiar to zrobić.
– No to podpisuj i spadaj.
Jeszcze moment zawahania, czy powinien wbić tę pieczątkę czy nie, już wyobrażam sobie jak się rozmyśla… CIACH, pieczątka w paszporcie. Żegnam.

Jeszcze tego nie wiedziałam, ale to był dopiero początek moich problemów.

CDN