Wakacje na wsi, czyli rodzina, słońce i dobre jedzenie

Moje wakacje w domu kończą się jutro rano, zaraz po śniadaniu wyruszam do Berlina, gdzie z lotniska Tegel mam lot do Stambułu. Spędziłam tu aż 7 dni, wyjątkowo obyło się bez większych kłótni, za to zepsuła się pogoda i zamiast jeździć po okolicy utknęłam w domu, a tu, wiadomo, zajmowałam się tylko i wyłącznie jedzeniem :)

IMG_8213Z Budapesztu przywiozłam do domu trochę prezentów. Salami właśnie się je, Tokaj już się skończył, kilka Túró Rudi biorę do Turcji, tylko czekoladki z marcepanem jeszcze nie doczekały się konsumpcji.

IMG_8215Maliny gniecione z cukrem i śmietaną, maliny prosto z ogródka, czyli codzienna solidna porcja deseru od taty.

IMG_8208

IMG_8202Storczyk w kuchni ciągle wypieszczony i wypielęgnowany.

IMG_8231Miesiąc po moich urodzinach w końcu dostałam tort.

IMG_8224Wielka radość, bo na obiad literkowy makaron.

IMG_8500Były pierogi z mięskiem.

IMG_8727Były placuszki z puree ziemniaczanego.

IMG_8227Była zupa ze świeżych pomidorów.

IMG_8228Pierogi z kapustą też się pojawiły.

IMG_8235Później, moja ukochana zupa szczawiowa.

IMG_8238I po sześciu miesiącach w końcu wieprzowina! I to z suszoną śliwką.

IMG_8254Pewnego wieczoru usnęłam przed telewizorem. Obudziłam się z prezentem od taty.

IMG_8482Wczoraj dostałam słonecznik, od którego spuchł mi język i górna warga.

IMG_8484Ukradziono też kukurydzę, bo przecież w Stambule wcale nie mam jej na każdym rogu.

IMG_8493Dzisiaj przed obiadem powstała bransoletka ze srebrnego widelca podarowanego przez moją babcię.

IMG_8494A po obiedzie zjadłam swój ostatni deser.

Podsumowując: Prawie nie wychodziłam z kuchni, prawie z nikim się nie spotkałam, mam za to nowe, kradzione, lekko antyczne meble do pokoju i trochę sprzętu do ciemni. Do Stambułu wracam gruba, ale zadowolona :)