Na lotnisku Ben Guriona byliśmy ok. 4.35, z Polski wyjechaliśmy o 16.00 dnia poprzedniego, a lecieliśmy z Pragi. Akko było naszym miejscem docelowym w Izraelu, więc zaraz po przylocie wsiedliśmy do taksówki, która pomknęła na północ kraju. Do hostelu dotarliśmy po dwóch godzinach jazdy, a tam czekały już na nas główne atrakcje w postaci upału, palm i morza, czyli to na co szczególnie czekaliśmy, bo przecież Polskę zostawiliśmy w deszczu.
Akko okazało się cudownym, zabytkowym miastem. Żebyśmy mogli je poznać od razu zaproponowano nam grę miejską- zupełnie inną niż te, w których dotychczas braliśmy udział, bo rozgrywaną przez telefony komórkowe. Logowanie polegało na tym, że musieliśmy wysłać zdjęcie całej naszej grupy wraz z danymi. [Nie muszę chyba pisać, że owe zdjęcie ‘z ręki’ ukazało mnie jako osobę o trzech podbródkach co znacznie wpłynęło na humor moich towarzyszek?] W smsie zwrotnym otrzymywaliśmy podchwytliwe zadanie, które za każdym razem sprawiało nam dużo kłopotów, a odpowiedzią był sms z hasłem lub mms z dziełem, które mieliśmy wykonać. Gdyby nie dziewczyny znające hebrajski i pomoc miejscowej ludności nigdy nie wygrałybyśmy tej konkurencji. Do stuprocentowej skuteczności zabrakło nam tylko jednego smsa- mogłybyśmy dostać za niego plastikową wędkę :)
Akko, część pierwsza
Początek gry- główna droga prowadząca do centrum Akko.
Tradycyjny widok w Izraelu- balkonik, pranie, antena i klimatyzacja (brakuje tylko baterii słonecznych i zbiorników na wodę)
Widok na Hajfę.
Centrum miasta przeozdobione jest kolorowymi frędzelkami.
Dotarłyśmy na suk (arabski targ), gdzie czekało na nas pierwsze zadanie. Ten dziwny twór zwisający z lampy to gąbka morska- sama chciałam sobie taką sprawić do kąpieli, ale brak czasu nie pozwolił mi na zakup.
Kandyzowane owoce, orzechy i żelki…
… zioła w wielkich koszach…
… wiklina wyplatana na miejscu…
… raj dla miłośników wszelakich orzechów.
Czas na pierwsze wyzwanie, które przywiodło nas do tego uroczego młodzieńca. Za udzielenie poprawnej odpowiedzi zostałyśmy nagrodzone kubeczkiem prawdziwej kawy arabskiej (czarnej i gęstej jak smoła), która nie posmakowała mi za bardzo, a którą przez następne dwa tygodnie dostawałam codziennie :)
Kawa z całego świata.
Zadanie nr 2: odkryj tajemnice odczytywanie Braille’a po hebrajsku i odczytaj nazwę sklepu z pamiątkami, która jest tam ukryta. Do tej pory nie wiem jak to działa, bo jest to procedura dosyć skomplikowana- podobno trzeba czytać jak odbicie lustrzane.
Pora na nagrodę, czyli własnoręczne robienie breloków.
Moje “dzieło”.
Niektórym, jak widać, wychodziło lepiej.
Wybór koralików był przeogromny i prawie każdy znalazł coś dla siebie.
Sklepik był pełen ciekawych souvenirów.
Gliniane imitacje granatów.
Patriotyczne mydło.
Lampki, które często świecą się gdzieś na ulicach.
Nazwa sklepu widniała nad nami, ale nikt nie wpadł na to, żeby podnieść głowę :)
Worki różnokolorowych przypraw.
Arabski styl.
Coś dla pań- sukienki z cekinami. Mogłabym taką mieć!
cdn