Mundial, dzień tzydziesty piąty

Jak praktycznie na całym świecie, tak i tu wszyscy przeżywają Mundial. Przeżywają to chyba nawet za mało dosadne słowo, bo jest tu tyle krzyku, kibiców i telebimów, że czasami nie da się przejść ulicą i czasami wracam do mieszkania baaaardzo zła za chaos i dezorganizację ruchu wszelakiego… po czym oczywiście włączam mecz i klnę do monitora jak szewc! Tak, uwielbiam piłkę nożną i kocham Ronaldinho (i smutnam, bo go nie ma)…
 No dobra, może niektórzy nie byli tak do końca zainteresowani meczem :)
 Za to inni okupowali trawnik przy wejściu do wesołego miasteczka na Praterze.
 Pisałam już, że  uwielbiam austriackie nieobsrane trawniczki?
 Telebim ustawiono w malowniczym miejscu.

 Strefa kibica :)
 Prawdziwi niemieccy patrioci wracający z wygranego przez Niemcy meczu.
Drugie miejsce gdzie skupiali się ludzie to sztuczna plaża nad kanałem- zawsze pełna.