Wiedeń, dzień pierwszy

Dotarłam już wczoraj. Z małym opóźnieniem, bo panowie, z którymi jechałam nie mogli odmówić sobie kupowania w każdej napotkanej stacji benzynowej. Nasłuchałam się opowieści, poziom mojej polszczyzny drastycznie spadł, ale przetrwałam wciągając swoje kanapki z rzodkiewką i popijając colą.
Mieszkam obok klubu ze striptizem. Z tego co zauważyłam na każdym rogu jest tu sex-sklep lub inny przybytek.
Nie mam mebli w pokoju i jest mi z tym dobrze. No może poza tym, że każdy mój krok odbija się echem po całym mieszkaniu.
Mój telefon przestał działać- smsy wychodzą, ale jak dzwonię słyszę tylko baaardzo irytującą melodyjkę oraz „Diese Anruf ist leider nicht moeglich”.
Dostałam od współlokatora najgorszą mapę ever! I to na nią właśnie zwalam wszystkie swoje dzisiejsze niepowodzenia. Zgubiłam się milion razy i już w pierwszym dniu trafiłam do najbrzydszego bezirku w tym mieście.
Po drodze zahaczyłam o moje miejsce pracy. Zaczynam co prawda jutro, ale już dzisiaj wieczorem mam przyjść na wieczorek poetycki (na który niestety nie pójdę).
Jestem tak strasznie zmęczona, a jeszcze za dwie godziny w mieszkaniu jest impreza urodzinowa (która chyba mam zamiar przespać).

Oto napotkane przeze mnie wspaniałości: (kolejność chronologiczna)