truskawiec zwiedzanie

Truskawiec: Epizod 1

Truskawiec: Prolog

Pojechaliśmy do Truskawca leczyć się i remontować zęby. Jak każdy szanujący się kuracjusz. Skończyło się inaczej – kilka obiadów dziennie, oldschoolowy dancing i zmrożone malinowe nosy. Reszty cenzura nie przepuści.

Szpak mnie zanęcił, a Szpakowi odmówić się nie da, więc spakowałam plecak i dołączyłam do wyprawy polarnej. Jako organizator i współtowarzysz podróży to nawet chłopak ujdzie. Przydatny był, bo i płynną część menu przetłumaczył, bilety kupił, o drogę zapytał, parówkę na drogę kupił i pół bochenka chleba na zagrychę. Taki był zorganizowany, że czułam się jak na all-inclusive. Zimą. Na Ukrainie. Gdyby ktoś się kiedyś wahał, to lepiej niech przestanie i od razu z Piotrem rusza w drogę. Miły z niego człowiek.

A po kolei wyglądało to tak: Przemyśl za 72 PLN – Medyka za 3 PLN – Szeginie za darmo – Lwów za 50 UAH – Truskawiec za 40 UAH.

IMG_6797

Halo Truskawiec

I tak po kilku przesiadkach (pozdrawiam wszystkich ukraińskich przyjaciół, trochę mniej pozdrawiam polską parę z przedziału) dojechali do Truskawca. Dojachali, a tam najprawdziwszy śnieg! I zero ludzi! I hości z Couchsurfingu nie odpowiadają! A na dodatek piździ niemiłosiernie. Na szczęście mapka jakaś wpadła nam w ręce, zaraz po tym wpadła również kawa, sernik i internet. Zagrzaliśmy się i ruszyliśmy dalej. Trzeba coś pozwiedzać, co tak będziemy siedzieć. Materiał na bloga się sam nie zbierze.

Jest deptak, jest choinka przecudnej urody, Stefano B. w rozwianym płaszczu, jest truskawiecka odpowiedź na zakopiańskie Krupówki, jest i Dom Zdrojowy. Zamknięty, żeby za dużo pysznej wody nie podpijać (dopiero później przekonujemy się o niezwykłych walorach smakowych truskawieckich wód). Zobaczyliśmy śliczne sanatoria i stoiska z kubeczkami-pijałkami. Cóż dalej robić. Truskawiec to nie Nowy Jork, prawie cały już obeszliśmy. Pora na barszcz i pielmieni, a do tego piwko. I może jeszcze wódeczkę na rozgrzanie. Lokal znalazł się sam. Wystrój trochę jak w Wersalu, reszta bardziej jak w jadłodajni. A że Internet był, to postanowiliśmy przychodzić tam codziennie. Ulubione miejsce w Truskawcu. Jak w domu.

truskawiec zwiedzanie

Zaraz będzie ciemno

Zmęczeni życiem postanowiliśmy zakończyć dzień wizytą u hostów. Robiło się ciemno, trochę zbłądziliśmy, ale w końcu trafiliśmy na nasze blokowisko, z drzwiami na hasło i “Wilkiem i Zającem” na klatce schodowej. Herbatka, kawka, pośmiali się, pogadali (oni, bo w ichnim języku umiem tylko śledzika zamówić) i poszli na miasto. A na mieście, zupełnie jak wcześniej – cicho i pusto. Zapoznaliśmy się z ofertą restauracyjną, okrążyliśmy całe miasto, w miedzyczasie zostaliśmy przez hostów porzuceni i wylądowaliśmy na romantycznej kolacji. Bardziej romantycznie być nie mogło, bo i pan na keybordzie grał wesoło przy tym podśpiewując, a głośno było tak, że do tej pory nie wiem, co ten Piotrek do mnie wykrzykiwał. Siedzieliśmy przy kominku, zanurzaliśmy na przemian chleb w pieczarkowej maczance i dzieliśmy się kaszą jaglaną z cebulą i tłuszczem. Och, jakie to było dobre! Nie mam zdjęć, ale mam nadzieję, że Szpak pokaże u siebie.

I tak zakończył się dzień pierwszy. Ciąg dalszy nastąpi, a teraz kilka zdjęć.

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

truskawiec zwiedzanie

IMG_6892

Więcej zdjęć znajdziecie u Piotra Cz.
A poza tym:
Dzięki! I do zobaczenia!