W porcie wsiadamy na naszą szaloną łódź i czekamy na rejs. Łódź stylizowana na łódź wikińską, ze średnim skutkiem, bo na środku wisi wielka dyskotekow kula, a z głośników leci ciężka do zniesienia rąbanka, która zagłusza szum morza i śpiew mew. W tym hałasie płyniemy dookoła cypla, oglądamy jaskinie, seldżucką twierdzę górującą nad miastem, karmimy rybki chlebem, zbliżamy się odrobinę do słynnej plaży Kleopatry, robimy milion zdjęć i wracamy do portu. Twardziele (jak na przykład JA) dodatkowo przewracają się przy każdym ruchu łodzi i prawie wymiotują na zagranicznych gości.
