Wiedeński Prater, dzień ósmy

Byłam o włos od tego, żeby dokończenie postu o Praterze nigdy nie powstało, bo najzwyczajniej w świecie zapomniałam i chociaż miałam już przygotowane zdjęcia  to jednak zajęłam się innym tematem :)
Wczoraj miałam tragiczny i zarazem śliczny dzień… do końca tygodnia ma się utrzymywać temperatura 31 stopni C…

Gdybym nie była tak oszczędna to na pewno spróbowałabym się w to pobawić, bo zawsze wydawało mi się to łatwe, chociaż pewnie wszystko jest ustawione tak, żeby nie dało się wygrać :)
Pan kręcący watę cukrową oraz wszędzie znane i lubiane lody 'Kaktus’
Mini urządzenie dla najmłodszych. Krzyku było co niemiara. 
Kopalnia złota i spływ pontonowy.
Dawno temu byłam w Hansa Parku i spływ taką łódeczką był dla mnie największą atrakcją… dodam, że z 3 razy większej wysokości :)

I w końcu dotarliśmy do diabelskiego młyna- symbolu Wiednia
„Szprychy”

Kolejne szalone i szybkie urządzenie.
Samotny chłopiec, czekający na zakończenie kolejki.
Strefa dla dzieciaków już zza lunaparku.