Ostatnia noc w Jerozolimie była pełna przygód. Lekko przerażeni chodziliśmy z naszym hostem Kobim po ciemnych zakątkach i dachach, wylądowaliśmy wśród arabskich sprzedawców obuwia, a nawet piliśmy w garażu herbatkę nalewaną puszką po rybie!
Rodzina Kobiego była kiedyś ortodoksyjna, ale porzucili tradycje, kiedy miał 18 lat. Od tego czasu mieszka w swojej komunie, zrobił dready i żyje jak prawdziwy hippis. Chłopak w tle to jego najlepszy przyjaciel Eli.
Targowisko pod Bramą Damasceńską.
Targ powoli zaczynał się składać, ale mieliśmy jeszcze okazję zobaczenia jak wygląda prawdziwy handel. Buty nie były zazwyczaj połączone w pary, więc po znalezieniu jednego trzeba było zanurkować w wielkim kopcu w poszukiwaniu drugiego.
Na targu spotkaliśmy się z kolegą Kobiego, który pochodzi z Iranu i jest znany w całej Jerozolimie. Zabrał nas do swojego mieszkania ulokowanego w garażu.
Bardzo gościnny i towarzyski człowiek, od razu przystąpił do parzenia dla nas herbaty. W workach na ścianie wisiały różne rodzaje ziół, które z namaszczeniem wsypywał do kociołka. Herbata była genialna!
Jak widać, przed obiektywem czuł się jak gwiazda. Nie pozwalał mi schować aparatu i ciągle nalegał, żebym robiła zdjęcia.
Po herbacie zabrał nas na dachy suku.
Widok raczej nieprzyjemny, ale też satysfakcja, że normalni turyści nie widzą takich rzeczy.
Kopuła na Skale
W końcu przyszedł czas na demonstracje tradycyjnych irańskich spodni i sztuki walki.
Pod koniec zabrał nas do bardzo ważnego miejsca. 20 lat temu własnoręcznie zrobił tę ozdobę.