Lazy hours

Czasu nie mamy zbyt wiele. Harmonogram jest tak napięty, że na każde spotkanie spóźniamy się co najmniej 30 minut [z tym, że 30 minut odnosi się do Polaków- spóźnienia innych narodowości mnożymy x2 lub nawet 3]. Jest ciężko. Jakikolwiek czas na wyjście jest tylko późnym wieczorem/nocą, kiedy to możemy pójść do klubu, na wyspę lub zagrać w nowo odkrytą izraelska grę karcianą.
Śniadanie-spotkanie-spotkanie-obiad-spotkanie-spotkanie-podwieczorek-spotkanie-kolacja-piwo+hazard i tak w kółko.

Zapora w Zagórzu Śląskim, gdzie dostaliśmy fantastyczne przystawki i namieszaliśmy w kuchni swoją nieznajomością zawartości poszczególnych dań.

Tzach, Inbal i Chen stwierdzili, że czują się, jakby byli w Chorwacji.

We Wrocławiu usiedliśmy przed Mleczarnią- jednym z moich ulubionych klubów (teraz klubokawiarnią), gdzie często mamy spotkania couchsurferów i Language Exchange Club.

Moja ulubiona warszawianka Ula i moje ulubione zdjęcie.
 
Mojito przed południem oczywiście bez zawartości alkoholu.

 Kasztanowce jeszcze bez szrotówka kasztanowcowiaczka.
 Jesteśmy baaaardzo zmęczeni i jeszcze bardziej znudzeni…
 Oto i ostatnie zadanie tej części projektu: Promocja Polski w Izraelu. Wygrała budowa kasyn i kompot.