Doszliśmy w końcu do miejsca, które mi się marzyło, ale nie miałam pojęcia jak tam dojść. Po obejrzeniu Bonda zachciało mi się jeszcze bardziej, ale każdy zapytany Turek zaczynał głupio chichotać, ewentualnie twierdził, że jestem psychopatką, bo nie dość, że stopem jeżdżę, to jeszcze po dachach chcę chodzić. W końcu niczego się nie dowiedziałam, ale jednak ten dzień nadszedł! Spotkaliśmy się z panem noszącym spodnie z krokiem w kolanach, profesor wymienił się z nim porozumiewawczym spojrzeniem, drzwi zostały odryglowane i wylądowaliśmy na dachu. Trochę mały ten dach, ale i tak fajny.
