Gdy pracowałam w Hurghadzie, miałam okazję poznać osoby, które na wakacje do Egiptu przyjeżdżają kilkanaście razy do roku! Okolicę znają lepiej od mieszkańców, zazwyczaj przyjeżdżają do tego samego hotelu, w którym obsługa już dawno stała się rodziną, mają swoje miejsca w restauracjach, zaprzyjaźnionych przewodników, a w Krainie Faraonów czują się jak w domu. Spotkałam też osoby, które przyjechały do Egiptu raz i uważają go za najgorsze miejsce na świecie. Nie są w stanie znieść nagabywania, nie odpowiada im egipski styl bycia, bałagan oraz hałas i nawet fantastyczna pogoda oraz rafy koralowe nie są w stanie zmienić ich nastawienia.
A ja bardzo lubię zadawać pytania oraz drążyć i bardzo często nie rozumiem negatywnych opinii wakacyjnych. Jestem po stronie mocy wyznającej zasadę, że w każdym, nawet niezbyt urodziwym miejscu, uda się znaleźć coś, co będzie w stanie zachwycić, zaskoczyć czy zainspirować. Poprosiłam więc koleżanki podróżniczki/blogerki/instagramerki, aby opowiedziały o swoich wspomnieniach z Egiptu.
Weronika Ziółkowska z bloga „Czubryca odkrywa”
Egipt zawsze wydawał mi się przereklamowany, myślałam, że jak zobaczę piramidy, to zapozuję do zdjęcia, co by się potem pochwalić i pójdę szukać magnesów. Bardzo się pomyliłam. Egipt zachwycił mnie, zaintrygował i zaskoczył. Kiedy ujrzałam piramidy patrzyłam na nie jak zaczarowana. Zobaczenie piramid w Kairze było też dla mnie ciekawe z innego powodu. W mojej ulubionej grze komputerowej The Sims 3 i dodatku Podróże jedna z misji to rozwiązać zagadki miasta stworzonego na potrzebę gry Al Simhara – które wzorowane było na autentycznych miejscach z Egiptu. Przenieść się do świata z ulubionej gry – marzenie każdego gracza! Piramidy bez wątpienia budzą zachwyt, ale pojawiają się też myśli dotyczące ludzi, którzy ciężko pracowali przy ich budowie, a nierzadko i ginęli.
Miałam możliwość być w Egipcie dwa razy. Pierwszy raz na tygodniowym szkoleniu dla rezydentów z biura podróży dla którego pracowałam, a potem po dwóch latach dostałam propozycję pracy na krótki, dwumiesięczny sezon jesienny. Mimo, że gdy rozpoczynałam pracę w biurze podróży, Egipt był na mojej czarnej liście miejsc, w których nie chciałam pracować (ze względu na bardzo odmienną kulturę, na początek wolałam kraje bliższe Polsce, obawiałam się też wyższych temperatur niż np. w Grecji, czy Hiszpanii). Na szczęście z biegiem czasu i zebranym doświadczeniem jako rezydentka dojrzewałam do nowych wyzwań, więc zgodziłam się niemal błyskawicznie.
Przez miesiąc rezydowałam w Sharm El Sheikh, a później przez miesiąc w Hurghadzie. Ogromnym przywilejem pracy rezydenta jest możliwość pojechania na wycieczki lokalne, zatem odwiedzenie maksymalnej liczby miejsc postawiłam sobie za misję, co nie jest łatwe przy napiętym grafiku pracy.
Wspaniałą wycieczką była podróż do Doliny Ghazala, gdzie czekał nas marsz Białym Kanionem do oazy, a krajobraz przypominał mi powierzchnię księżyca, piliśmy herbatkę w oazie, a kierowca podczas drogi popisywał się rajdowymi umiejętnościami. I sama nie wiem czy więcej adrenaliny dodawało to jak jechał, czy to, że byliśmy daleko od głównych dróg i nie było zasięgu w telefonie. Rzadko spotykane uczucie na dzisiejsze czasy!
Byłam także na wycieczce do Jerozolimy – niezwykłe miejsce, warte odwiedzenia nawet przez niewierzących, bo to tam spotykają się największe religie świata. Będąc w Sharm el Sheikh miałam też niepowtarzalną okazję odwiedzić świątynię koptyjską, nie tak często spotykaną.
Z kolei z Hurghady wybrałam się do Kairu, Luksoru, na rejs statkiem na piaszczystą wyspę Giftun i ponownie na jeepy po pustyni. Każde z odwiedzanych miejsc to historia nie tylko Egiptu, ale i całego świata, a zdjęcia robią się wręcz same. Mam świadomość tego, że odwiedzane miejsca oprócz autentyczności zawierają pierwiastek komercji, nie wszystko co widzimy wygląda tak samo od zaplecza, ale mimo wszystko jest to przeżycie wzbogacające nasze doświadczenia z podróży i ja bym nie wytrzymała wylegiwać się cały tydzień tylko w hotelu. Ciekawość zawsze wygrywa u mnie ze zmęczeniem i nawet po całym dniu na nogach w hotelu i na lotnisku zastanawiam się tylko, kiedy kolejna wycieczka.
Wspominając pobyt w Egipcie nie mogę pominąć też bazarów, a w szczególności mieszanki aromatów, przypraw, herbat, ziół, kadzideł, owoców, perfum, olejków i oczywiście najbardziej kreatywnych haseł ich reklamujących ze sztandarowym: „u nas taniej niż w Biedronce”.
Coś co najbardziej utkwiło mi w pamięci z pobytu w Egipcie to trąbiące wszędzie dookoła taksówki, ale może to kwestia miejsc w jakich mieszkałam i najczęściej się poruszałam. Nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić, o ile przywykłam do dźwięków dobiegających z meczetu tuż obok mieszkania, tak klakson taksówek mam w głowie do dzisiaj jak pomyślę o Egipcie.
Natomiast na temat wszechobecnego bałaganu i betonu nie zamierzam nawet wspominać, tego pod dostatkiem na profilu Pauliny! Z Egiptu zapamiętałam też smutne twarze Egipcjan, wyczekujących na powrót lat świetności, kiedy na lotniskach lądowały dziennie setki lotów czarterowych ze wszystkich możliwych lotnisk.
W żadnym kraju, ze wszystkich w których dotychczas pracowałam lokalsi nie nauczyli się tak świetnie mówić po polsku, nie będąc nigdy w Polsce ani nie kończąc polonistyki, jak w Egipcie, jeśli ktoś ma inne dane – dajcie znać, chętnie się przekonam. Dlatego z chęcią wrócę jeszcze kiedyś do Egiptu, a dla Egipcjan mam najszczersze życzenia, aby wróciły do nich tłumy turystów z dolarami, bo widać jak ciężko potrafią na to pracować i jakie skarby posiada ich kraj.
WWW czubrycaodkrywa.pl
FB Czubyca Odkrywa
Instagram @czubryca_odkrywa
Kamila Sierant, autorka bloga www.kamilasierant.pl i specjalistka od Sycylii
Od kiedy pamiętam marzyłam o tym, żeby zobaczyć egipskie piramidy. Kiedy miałam 13 lat to marzenie, dzięki moim rodzicom, spełniło się! Pojechaliśmy na wakacje do miejscowości El Gouna. Pamiętam, że to było oferta TUI, dobra oferta do Sheratona. Pamiętam, że hotel był prawie pusty – to był rok 2002. Zachwyciły mnie wtedy jego wnętrza, widok na Morze Czerwone i rafy koralowe.
Wybraliśmy się wtedy na wycieczkę do Gizy organizowaną przez biuro. Nie mam pojęcia jakie były ceny. Pamiętam, że piramidy mnie rozczarowały. Sama byłam jeszcze dzieckiem i do dziś pamiętam mniejsze ode mnie egipskie dzieciaki wciskające mi w ręce jakieś pamiątki za 1 dolara. Pisząc to czuje to samo co wtedy, doskonale pamiętam nawet twarz jednego z chłopców. Z jednej strony bałam się, kurczowo trzymając ręki mojego taty, z drugiej byłam podekscytowana tym, że wkońcu tu jestem.
Wokół piramid było mnóstwo ludzi, mnóstwo turystów i lokalnych przedsiębiorców oferujących przejażdżki na wielbłądach. Było głośno, gorąco i śmieci trzeszczały pod butami. Same piramidy w gąszczu tej nieznanej mi zupełnie kultury trochę zostały przyćmione przez jej cienie.
Myślę, że do wycieczki w to miejsce trzeba się odpowiednio przygotować. Pamiętam, że moja mama poszła do toalety przed odjazdem naszego autobusu i pamiętam to najbardziej z całych wakacji, że kierowca chciał odjeżdżać, nie chciał na nią poczekać. Mój ojciec musiał zatrzymał autokar. Tyle pamiętam z mojej pierwszej wizyty w Egipcie.
Dajmy mu drugą szansę. Ten moment nastał w roku 2010, kiedy postanowiłam zacząć pracę w turystyce i biuro, w którym pracowałam organizowało tam szkolenie dla animatorów, na które udało mi się pojechać. Wtedy Egipt był już dla mnie inny. Miałam 10 lat więcej i wiedziałam co znaczą różne kultury. Tego nas w szkole podstawowej nie uczyli, ale studiowałam stosunki międzynarodowe, więc o innych kulturach wiedziałam znacznie więcej niż w 2002.
W trakcie szkolenia, które miało miejsce w Marsa Alam spotkałam się z życzliwością animatorów pochodzących z Egiptu. Byli pomocni i wiecznie uśmiechnięci, jak na animatora przystoi. Zdarzyło się również, całkiem przypadkiem, że robiłam zdjęcia do katalogu biura, które organizowało szkolenie, bo jeden z hoteli akurat przeszedł renowacje, a ja wszędzie zabieram ze sobą lustrzankę. Pamiętam, przyjechał po mnie ośmioosobowy busik, którym zawieziono mnie do hotelu. Kompleks był wciąż zamknięty, pachniało w nim nowością i kawą, a dyrektor przywitał mnie serdecznie i oprowadził po resorcie.
Wyjechałam z tego kraju z myślą, że jeszcze tu wrócę!
Tak też się stało trzy lata później, razem z kumpelą i jej mamą wybrałyśmy się w trójkę na majówkę do Hurghady. To był typowy relax na all inclusive. No prawie, nasz pokój miał wielkie okno na ulicę, na której o 6 rano zaczynało się nieustanne trąbienie wszystkich pojazdów, które tylko mogły trąbić. Ale my jako grzeczne turystyki po prostu wstawałyśmy i szłyśmy na śniadanie, a potem na basen.
Tam oczywiście poznałyśmy dwóch animatorów, którzy nie opuszczali nas ani na moment. Jeden z nich – co zmiażdżyło mi głowę – pół roku pracował jako animator, a drugie pół służył w wojsku na granicy z Sudanem. To było coś, co zapadło mi w pamięć tak mocno, jak te dzieciaki spod piramid.
Sam pobyt był bardzo udany, tylko raz wybrałyśmy się na rejs statkiem. Reszta to typowe januszowanie na plaży. Skłamałabym mówiąc, że animatorzy nie próbowali nas zbajerować. Próbowali, zabrali nas kiedyś na lokalne disco, na które swoją drogą sama bym się raczej nie wybrała, ale hotelowa obstawa zmieniła wszystko. Może nie to, że mama koleżanki do rana nie spała czekając, aż wrócimy do pokoju. Wróciłyśmy całe i zdrowe i nikt w barze się do nas nie przystawiał, no może poza animatorami, ale ich udało się kulturalnie wyprowadzić z tej ścieżki.
Czy pojechałabym do Egiptu raz jeszcze? Pewnie tak, ze względu na piękne plaże, ciepłe może i ilość słonecznych dni w roku. Poza tym jest w tym miejscu coś magicznego, serca woła, ale rozum trochę się boi. Czy dałabym radę tam zamieszkać? Raczej nie, ale jak to mówią nigdy nie mów nigdy!
WWW kamilasierant.pl
Instagram @itskamila_speaking
Olka Zagórska-Chabros z bloga „Bałkany i podróże według Rudej”
Generalnie nigdy nie przypuszczałam, że pojadę do Egiptu. W moim przekonaniu, kraj ten jawił się jako turystycznie obciachowy. A wakacje all inclusive brzmiały niczym obelga. Jednak tylko krowa nie zmienia poglądów (choć w sumie nie wiem, czemu w tym powiedzonku akurat pojawia się krowa, a nie owca, koza czy łania).
W każdym razie, suma różnych zdarzeń sprawiła, że we wrześniu 2019 roku pojechałam do Egiptu, na wakacje all inclusive wraz z moim małżonkiem i jego rodzicami. Wybraliśmy hotel w Marsa Alam, a raczej w jego okolicach, gdyż ośrodek ten stał pośrodku niczego. Jego niewątpliwym atutem było to, że obok znajdowała się niewielka, ale pełna rafy zatoka. I tu kolejny klops – nie lubię pływać, nie nurkuję i generalnie boję się wody. Ale i tak udało mi się docenić piękno rafy i żyjących pod wodą stworzeń.
Jednak przez tydzień nie siedzieliśmy tylko w morzu. Oczywiście wybraliśmy się na wycieczki fakultatywne. Przede wszystkim zdecydowaliśmy się na wizytę w Port Ghalib (głównie, by napić się drinka za urodziny teścia), do Luksoru (Karnak, Bananowa Wyspa, rejs po Nilu, Świątynia Hatszepsut oraz Dolina Królowych) oraz na rejs z portu Hamata na Egipskie Malediwy. I co? I po tygodniu nie chciałam wracać. Mimo, że w trakcie pobytu w Egipcie również zdalnie pracowałam (serio!).
I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę, bo Egipt, choć nie zawsze łatwy w odbiorze, naprawdę mnie zafascynował. I na pewno nie powiem nigdy, że to obciachowy czy słaby kierunek podróży. Ponieważ nawet z wakacji all inclusive można całkiem sporo wycisnąć. :)
WWW balkanyrudej.pl oraz egipskie wakacje Olki
FB Bałkany i podróże według Rudej
Instagram @balkanyrudej
Marta Knasiecka z bloga „Specjalistka od wakacji”
Taba od kilkunastu lat pojawia się i znika z oferty biur podróży. Jest to chyba najbardziej uzależniony od sytuacji w regionie, obszar turystyczny w Egipcie. Lądowo graniczący z Izraelem, z morską granicą z Arabią Saudyjską oraz wciśniętą pomiędzy te dwa kraje Jordanią, Taba jest prawdziwą beczką prochu. Dodajmy do tego plemiona berberyjskie, które na Synaju są nadzwyczaj aktywne i nie chcą podporządkować się żadnemu z wymienionych krajów. Te napięcia nijak korespondują z tym, jaka jest Taba, ponieważ to właśnie tutaj znajdują się najspokojniejsze resorty w całym Egipcie.
Sama historia Taby jest ciekawa. W rzeczywistości nie jest to kurort, lecz ciągnący się przez kilkadziesiąt kilometrów region turystyczny. Na fali porozumień pokojowych i chwilowej chęci współpracy – Egipt, Izrael i Jordania planowały stworzenie turystycznego konglomeratu. Taba miała płynnie przechodzić w Ejlat, a ten z kolei łączyć się z jordańską Akabą. Planów niezrealizowano, a najlepiej rozwinęła się część izraelska (gdzie znajduje się regularny nadmorski kurort z deptakami, kinami, dyskotekami oraz lotniskiem). Spore inwestycje poczynili również Jordańczycy rozwijając Akabę. Egipt pozostał nieco w tyle i choć powstało tu kilkanaście hoteli, to nigdy nie utworzyły one organizmu o cechach miejskich. Dzisiejszą Tabę tworzą rozrzucone w sporej odległości od siebie resorty, zaś za centrum uznaje się tzw. Taba Heights z kilkoma sklepikami i apteką.
Największą lokalną atrakcją jest… spokój. Błoga, niezmącona niczym cisza. Doskonała, niezachwiana nadmierną rozbudową przestrzeń. Taba to królestwo relaksu – jest tutaj wszystko, co w Egipcie najlepsze. Morze, góry, pustynia. Minus to, co może drażnić – hałaśliwe animacje, naganiacze i pstrokacizna turystycznych bazarków. Jest to doskonała baza wypadowa do jordańskiej Petry, nad Morze Martwe oraz do Jerozolimy. Zaledwie dwie godziny drogi dzielą hotele od Dahab – mekki nurków ze spektakularnym Blue Hole. Nieco dalej znajduje się Klasztor Świętej Katarzyny.
Wizyta w Tabie była jedną z większych przygód w moim życiu. Podczas pobytu, wszystkie wydarzenia złożyły się w spójną całość – było intensywnie zwiedzanie w Izraelu i Palestynie, odkrywanie Jordanii, sycenie się klimatem Dahab, długa i męcząca wyprawa do Kairu oraz… możliwość prawdziwego relaksu nad Morzem Czerwonym. Bez głośnej muzyki, tłumu zagadujących sklepikarzy i absorbujących animacji. A to wszystko z widokiem na wybrzeże Arabii Saudyjskiej, do niedawna zupełnie niedostępnej dla turystów.
Lubię Egipt i uważam, że to jeden z wąskiej grupy krajów, który ma wszystko, czego potrzebuje turystyka do rozwoju. Historia, kultura, skarby przyrody, wspaniałe morze. Taba ma wciąż ogromny potencjał i warto rozwijać ten region, wyciągając jednak wnioski z tego, co stało się z Hurghadą lub Sharm El Sheikh. Taba mogłaby wyznaczać trendy turystyki zrównoważonej, odpowiedzialnej i w duchu eko. Byłoby to piękne uzupełnienie tego doskonałego spokoju.
WWW Specjalistka od wakacji
FB Specjalistka od wakacji
Instagram @specjalistkaodwakacji
Zdj. By Diaa Mekky – Own work, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=51830818
Agnieszka Kwapień Domingos, autorka instagramowego profilu „Mama w Szkocji”
W Egipcie byłam już jakiś czas temu. Poleciałam z koleżanką na tygodniowy urlop do Sharm El Sheikh, znajdującego się w południowej części półwyspu Synaj.
Nie na darmo często się słyszy, że to miejsce, to „perła Egiptu”, gdyż występują tu jedne z najpiękniejszych raf kolarowych na świecie. Dlatego też jedną z największych atrakcji jest nurkowanie. My wybrałyśmy zejście pod wodę w zatoce Naama Bay. Byłam zachwycona niesamowitymi rafami z bujnym życiem morskim.
Kupiłyśmy też wycieczkę do legendarnej Góry Mojżesza (Synaj) i klasztoru Św. Katarzyny, zwiedziłyśmy również malowniczy Dahab. Obcowałyśmy z beduinami, którzy uczyli nas piec chleb podczas naszego pustynnego safari na wielbłądach. Dzięki miłym rezydentom w hotelu, udało nam się również zakosztować życia nocnego w Naama Bay.
Jestem oczarowana Egiptem i na pewno kiedyś wrócę, by zobaczyć więcej.
Instagram@mamawszkocji
A jakie są Wasze wspomnienia z Egiptu?