o kairze

Opowieści o Kairze

o kairze

Spędziłam w Egipcie pół roku, ale pracy było tyle, że ani razu nie udało mi się pojechać do Kairu! Jednak teraz, kiedy myślę o tym, jak ta moja wycieczka miałaby wyglądać, wcale nie żałuję. Wiem, że byłabym nieprzytomna po całonocnej podróży pociągiem lub porannym locie, wiem też, że spodziewałabym się cudów, a dostałabym tylko piramidy oraz muzeum i wiem, że tylko bym się do tego miasta zniechęciła. Odczekałam swoje i pojechałam sama z nastawieniem, że Kair będzie poważną konkurencją dla Stambułu. Nie przebił go, ale jeszcze tam wrócę, bo dopiero zaczęliśmy się poznawać!

„Jesteś w grze komputerowej!” – taką odpowiedź dostałam od siostry zaraz po tym, jak wysłałam jej zdjęcie Kairu zrobione z okna samolotu. Żółte chmury unosiły się wtedy nad miastem, zaczynało padać, klimat apokalipsy wisiał w powietrzu, wszystkie budynki wyglądały jak równiutko ustawione klocki lego. Szaro, buro i potęga betonu! Mnie od razu przekonało! Chociaż nie takiego widoku się spodziewałam. Miało świecić słońce, gdzieś w oddali miałam wypatrzeć piramidy, a Nil miał mieć tego dnia wyjątkowo błękitny kolor. Yhym, zapomniałam, że pogoda w delcie rządzi się innymi prawami, a Kair to ponad 20 milionów mieszkańców.

Ogromne korki wyraźnie widziałam już z samolotu, była wtedy godzina 13.15. Później było tylko gorzej. Godziny szczytu to katorga. Taksówkarze jeżdżą z otwartymi oknami, spaliny walą z rur wydechowych prosto w twarz. Nie da się, trzeba prosić kierowcę o szczelne pozamykanie wszystkiego i włączenie klimatyzacji, żeby to przetrwać. Do tego pył i piach, które sprawiają, że miasta jest ciągle przyćmione, jakby we mgle. Częściowo mnie to ominęło, bo już na lotnisku przywitał mnie siarczysty deszcz, który przeczyścił trochę to smoliste powietrze i przyniół do Kairu świeżość i blask. Ulewa, chociaż zbawienna dla płuc, okazała się jednak zmorą mieszkańców, bo przyniosłą ze sobą powódź. Niektóre dzielnice Kairu zostały zalane przez brak kanalizacji, inne zostały zalane przez góry śmieci zatykające kanalizację, a w Aleksandrii samochody stały w wodzie po sam dach. Ja natomiast, jako zwykła turystka, której żaden z tych problemów nie dotknął, walczyłam jedynie o to, żeby A) ani jedna kropelka nie spadła na mój aparat i B) nie wpaść po kolana w kałużę, która tylko z pozoru wydaje się płytka.

o kairze

Internet mówi: „Kair – miasto tysiąca minaretów!”. Na zdjęciach się zgadza, na Instagramie zgadza się jeszcze bardziej. Piękne zachody słońca, rozwiane suknie, pozy jak z żurnala. Też tak chciałam! Namówiłam więc chłopaczka w hotelu, żeby mi pokazał gdzie pójść, a najlepiej, żebyśmy poszli na dach, to ja sobie te wszystkie minarety na spokojnie zobaczę, wybiorę najlepszy i będę się przed nim wyginać. Jak chciałam tak się stało i już po chwili mknęliśmy oldschoolową windą na ostatnie piętro. Ekscytacja sięgałą zenitu, aparat już się rozgrzewał! KAIR – MIASTO TYSIĄCA ANTEN SATELITARNYCH. I tak to tutaj zostawię. Razem ze zdjęciami.

Życie turysty w Kairze toczy się oczywiście wokół płacenia. Hotel, przejazdy, bilety to normalka, ale do tego dochodzą również pewne wydatki nadprogramowe, takie jak: opłata za oddychanie, opłata za zrobienie zdjęcia czemuś (niekoniecznie nawet komuś) na ulicy, myto za przejazd wybraną drogą. Sytuacja numer 1: robię zdjęcia chlebkom rozłożonym na krawężniku. Chlebki do kogoś należą. Właściciele chlebków wbiegają przed obiektyw i zaczynają pozować. Robię więc zdjęcie i chlebkom i chłopcom. W tle słychać krzyk przechodnia: „Nie pozwalajcie jej robić zdjęć, ona będzie z tego miała pieniądze!!!” CHCIAŁABYM, serio! Sytuacja numer 2: robię zdjęcia w jakimś zaułku. Nic szczególnego, bo jakieś rury z licznikami. Fajnie wyglądały na ścianie, więc weszłam sprawdzić jak to się będzie komponować. Nagle z pobliskiej knajpy wybiega jakiś pan: „Proszę nie fotografować to teren rządowy! Proszę natychmiast sobie stąd pójść, bo nie wolno!” i charakterystycznym gestem informuje mnie, że jak zapłacę, to już rządowo nie będzie… Sytuacja numer 3: jedziemy zobaczyć piramidy, bo już od 24 lat na to czekam i doczekać się nie mogę! Przed Gizą, na skrzyżowaniu zatrzymuja nas człowiek. On coś mówi, reszta odpowiada, wkłada ręce do auta i próbuje rozdać jakieś wizytówki, kierowca nerwowo podjeżdża po kilka centymetrów, człowiek się nie poddaje. Trzyma się szyby i idzie równo z autem. Nie wiem o co chodzi, odjeżdżamy. Za kilkanaście metrów zatrzymuje nas kolejny pan. Sytuacja się powtarza. Tym razem bardzo agresywnie i nagle wszyscy zaczynają podnosić głosy. Taksówkarz próbuje odjechać, pan próbuje wtargnąć do auta. O co chodziło dowiedziałam się dopiero później… zarówno pierwszy, jak i drugi pan grozili nam, że jeżeli nie skorzystamy z ich usług (czyt. wysiadamy w tej chwili z auta i jedziemy pod piramidy z nimi) to może nam się coś po drodze stać! Zaryzykowaliśmy. Mamy się dobrze. Sytuacja nr 4-99: każdy tutaj robi jakiś biznes i jest mistrzem marketingu. Na ulicy możesz kupić wszystko, najczęściej chusteczki higieniczne. Na ulicy możesz też skorzystać z różnego rodzaju usług, na przykład wyczyścić sobie buty. Nawet jeżeli nosisz sandały trzymające się na dwóch rzemykach to wszystko jest „no problem”, dwa ruchy szczotką, sandał będzie lśnił, a zapłacić trzeba będzie. A spróbuj tylko nawiązać kontakt wzrokowy albo zapatrzeć się na coś dłużej niż 2 sekundy. Po tobie, spokoju nie zaznasz!

o kairze

„Żyj głośno, w grobie jest cisza” – tak się u nich mawia. Kair to przede wszystkim hałas. Tysiące klaksonów używanych niekoniecznie do tego, do czego zostały stworzone. Zamiast kierunkowskazu można zatrąbić, jako przywitanie również można zatrąbić, aby zakomunikować innym kierowcom, że przejeżdżasz jako pierwszy należy zatrąbić dwa razy, a jak już się bardzo zdenerwujesz i chciałbyś zwyzywać innych na drodze, to… ciśnij w klakson ile wlezie! Do tego dochodzą jeszcze arabskie rytmy rozbrzmiewające z co drugiego pojazdu i co trzeciej knajpki. Kakofonia jak się patrzy! A Egipcjanie? Egipcjanie krzyczą! Krzyczeli w Hurghadzie, w Luksorze i w Asuanie, ale w Kairze przeszli samych siebie. Głusi są to i krzyczą. Bo jak tu nie być głuchym w takim zgiełku.

To był pierwszy wpis z Egiptu! Będzie mi bardzo miło jeżeli podzielisz się nim z innymi lub zostawisz komentarz.
A poza tym:
    ⋅ Przeczytaj resztę wpisów z tej kategorii. Kliknij tutaj!
    ⋅ W Kairze zatrzymałam się w bardzo przyjemnym hotelu o idealnej lokalizacji. Kliknij, aby zarezerwować!
    ⋅ Zapisz się na newsletter, w którym będziesz otrzymywać najnowsze wpisy i inne informacje. Szczegóły tutaj!
    ⋅ Śledź fanpage bloga na Facebook’u – to tam znajdziesz bieżące informacje i zdjęcia z podróży. Klik!
    ⋅ Masz pytanie? Pisz na adres paulina@muchawsieci.com
Dziękuję za odwiedziny! I do zobaczenia!