mieszkanie w Egipcie

Trzeci miesiąc w Kairze. Sukcesy, nauka i zero zabawy

Jak zapowiadałam, tak zrobiłam! Trzeci miesiąc mieszkania w Kairze udał mi się wyjątkowo dobrze. Jeżeli czytaliście poprzednie podsumowanie, to wiecie, że ostatnio nic nie wychodziło mi tak dobrze, jak porażki. Więc w końcu się zaparłam, zrobiłam plany, listy i zaczęłam działać. Brzmi fantastycznie? Nie ma czym się podniecać, bo dla równowagi miesiąc numer cztery znowu będzie jedną wielką stratą czasu. Tak okropną stratą, że ten wpis powstaje już od trzech tygodni…


Egipt po mojemu
Nie skłamię, jeżeli napiszę, że to jest mój największy projekt blogowy. Wymyśliłam go bardzo spontanicznie i od razu ruszyłam do działania. Przeszukałam znajomych, profile instagramowe, facebookowe grupy expatów, zamieściłam ogłoszenia i… na swojej liście do przepytania mam już 20 kandydatek (i jednego kandydata)! Wszystkie łączy Egipt oraz narodowość. Tematy będą bardzo zróżnicowane- od pracy w różnych branżach, przez samotne podróże, aż po kuchnię i przejście na islam, a nawet prowadzenie schroniska dla zwierząt.

Nie wiem tylko dlaczego myślałam, że przeprowadzanie wywiadów to taka łatwizna! A napiszę kilka pytań, odpowiedzą mailowo, wyślą zdjęcia, ja to szybciutko podzielę na akapity, dodam wstęp i opublikuję, wujek Google polubi i jedziemy z kolejną osobą. Nic z tych rzeczy. Zapomniałam, że należy się odpowiednia korekta, że przy każdym temacie chciałabym jeszcze o coś dopytać, że zdjęcia możnaby podrasować, no i przede wszystkim, że ja bardzo lubię, jak coś jest bliskie ideałowi, więc sprawdzam teksty kilkanaście razy.

Po pokazaniu światu trzech wywiadów, padłam z wyczerpania. Musiałam zająć się czymś innym, bo przestałam zauważać błędy i rozumieć sens zdań. Zabrałam się zatem za naukę. Tak dla odmiany.

I oczywiście, razem z moimi cudownymi rozmówczyniami, zapraszam do przeczytania pierwszych trzech wywiadów! Adrianna opowiada o pracy w Hurghadzie, Kamiszka z bloga Kami and the rest ot the world wspomina swoją samotną podróż po Egipcie, a Oliwia dzieli się nowinkami o egipskiej kuchni.

Paulina Muszyńska. Podróże i edukacja
Zanim świat nas wszystkich srogo rozczarował, byłam bliska założenia firmy. Nie, tytuł tego akapitu nie miał być nazwą firmy, ale właśnie wokół tego miał się ten biznes kręcić. Ach, ile ja miałam pomysłów, ile zapisanych notesów zostało w domu! Na początku pandemii myślałam jeszcze, że ze wszystkim szybko się uporamy i będę mogła wrócić do pracy w turystyce, ale już pod własną marką. A jednak, zamiast mojego ulubionego zajęcia wróciłam, ale do nauki i usiłuję się przekwalifikować. Mieszkam w Kairze wydając swoje oszczędności, nie jest tu łatwo o pracę z moim CV, a do tego nie mogę przecież całymi dniami siedzieć bezczynnie czy chodzić po mieście i robić zdjęcia.

Zrobiłam więc listę stanowisk, na które jest w Kairze największe zapotrzebowanie, porównałam ją z tym, co już do tej pory robiłam i z tym, w czym byłabym dobra. Były tabelki, mapy myśli oraz inne rozważania i doszłam do wniosku, że interesuje mnie niezmiennie rozwijanie bloga i Instagrama (do czego potrzebuję większej znajomości nowinek internetowych) oraz SEO, marketing i HR. Dorzuciłam do tego chęć wypowiedzania swojego pierwszego poprawnie zbudowanego zdania po egipsku oraz szczyptę egiptologii i powstała wybuchowa mieszanka kursów, które postanowiłam zakupić.

Zakładki Safari krzyczą do mnie, jak tylko otwieram laptopa, więc nie mam możliwości obojętnego przejścia obok szkoleń. Czasami idzie lepiej, czasami gorzej. Wiadomo. Czasami wkurzam się na kurs HR, bo nie odpowiada mi akcent prowadzącego, często muszę sięgać po słownik, bo to już jednak wyższy level angielskiego. I przerabiając wszystkie moje lekcje dochodzę do wniosku, że najwięcej radości przynoszą mi treści dotyczące działań w Internecie. Co pewnie widać doskonale, jeżeli śledzicie mój profil IG @paulinamuszyńska.

Na nowo zakochałam się w Instagramie
Zawsze kochałam kwadratowe zdjęcia, ale nie dość, że nigdy nie rozumiałam tych wszystkich mechanizmów, hasztagów i algorytmów, to jeszcze nigdy na nic nie miałam czasu (turystyka jest jego pożeraczem) ani pomysłu na treści. Zmieniło się to bardzo mocno od kiedy zamieszkałam w Kairze. To jest najprawdziwszy raj dla obserwatorów. I myślę, że takie określenie idealnie do mnie pasuje. Nie potrafię przejść obojętnie bez zrobienia zdjęcia, zadaję mnóstwo pytań o każdą rzecz, która mnie zaciekawi, szukam niesztampowych miejsc i mało jest tematów, które mnie nie interesują. Bawię się tym miastem, a ono daje mi wszystko to, czego potrzebuję, czyli nieskończoną liczbę historii i okazję do forografowania.

A co poza nauką? Dużo jemy, śpiewamy, gramy na djembe i konsoli. Byliśmy na koncercie, raz na piwie, walczyliśmy turnieju ping-ponga, trochę spacerowaliśmy po nocach. I obawiam się, że do opisu czwartego miesiąca w Kairze będę mogła skopiować wszystko to, o czym powiedziałam Wam dzisiaj :) Niewiele się u nas zmieniło. Przyrośliśmy do komputerów i naszych złotych kanap.

Do usłyszenia!